Żyć Lepiej. Psychologia Codziennie

Poniedziałek, 8 września 2025

Natalia Waloch
dziennikarka Wysokich Obcasów

Polska dyskutuje o "szon patrolach" - grupkach chłopców, którzy najwyraźniej zapatrzyli się na irańską policję obyczajową, bo patrolują ulice w poszukiwaniu dziewczynek, które ich zdaniem są ubrane zbyt wyzywająco. Namierzonym "szonom" - to skrót od, państwo wybaczą, "kur*iszon" - robią zdjęcia i wrzucają z odpowiednio napiętnującym komentarzem do serwisów społecznościowych. Zewsząd płyną więc pytania dorosłych: Skąd? Jak? Dlaczego? Kim są ci chłopcy?

Odpowiedzi udzielił łódzkiej Gazecie Wyborczej prof. Mariusz Jędrzejko, który jest pedagogiem specjalnym oraz socjologiem. Sęk w tym, że profesor udzielił jej nam nie wprost i zupełnie mimowolnie. Oto bowiem na początku swojego wywodu na temat "szon patroli" profesor stwierdził: "To jest bardziej złożone zjawisko. Z jednej strony, duża część nastolatek utraciła smak wyglądu, a epatowanie ciałem przez dziewczynki jest zjawiskiem masowym".

Profesor zdaje się nie zauważać, że właśnie wypowiadając tę słowa, pokazał nam, gdzie leży problem.  

Zerknijmy, czym jest wypowiedź Jędrzejki. Oto pedagog stwierdza, że dziewczynki utraciły smak w ubieraniu się. Abstrahując od tego, że gust jest jak opinia: każdy ma własny, widzimy tu klasykę patriarchalnego podejścia, w którym zapisane jest prawo mężczyzn (oraz kobiet, a szerzej wspólnoty czy społeczeństwa) do oceniania wyglądu kobiety. Przez wieki patriarchat narzucał nam, jak mamy wyglądać, więc przez wieki kobiety się malowały, nie malowały, nosiły suknie na siedmiu ciężkich halkach, miażdżące żebra gorsety, krępowały sobie stopy, by były malutkie jak u laleczek i wkładały poduszkę pod kiecki, by pupa wydawała się bardziej ponętna. Zależnie od epoki zapinały się pod szyję lub świeciły piersiami, wypychając je prawie pod brodę. Czasem kanon piękna zmieniał się z dnia na dzień, jak w latach 90., gdy w poniedziałek ideałem była klepsydra Cindy Crawford, a we wtorek koścista Kate Moss. Któż by się martwił, że do tak zmiennych ideałów żadna z kobiet nie jest w stanie się dostosować.  

Pan profesor Jędrzejko wpisuje się w trend bycia arbitrem kobiecego wyglądu. Mniejsza o to, że mógłby wziąć pod uwagę fakt, że naprawdę starsi rzadko kiedy są zachwyceni tym, jak ubierają się ich dzieci i wnuki i na ogół łamią ręce nad "tą dzisiejszą młodzieżą". Gorzej, że w ogóle nie jest świadom, że jego słowa w ogóle nie powinny paść, bo to, jak noszą się dzisiejsze nastolatki, jest sprawą tychże nastolatek, ewentualnie – ale też nie zawsze – ich rodziców.  

Jeszcze gorsza jest dalsza część wypowiedzi pedagoga, ta o epatowaniu ciałem.
Bardzo przepraszam, ale przeseksualizowanie wyglądu widzę głównie w głowach starszego pokolenia – tak mężczyzn, jak i kobiet, które czasem zasysają patriarchat jak odkurzacze - któremu wszystko się kojarzy. Nastolatki mają gołe pępki, noszą mini i dekolty, bo taka jest dziś ich moda. Bo tak im wygodnie. Bo chcą wyglądać jak ich idolki z kina czy sceny albo jak ich koleżanki. Ale też jak instagramerki (tak właśnie i to nie jest bardziej absurdalne niż pożądanie takiego samochodu, jaki w reklamie zachwala mistrz piłki nożnej). To znaczy chcą tak wyglądać dziś, w sobotę, bo w poniedziałek będą już tonąć w obszernych jeansach i ogromnych bluzach, pokazując światu tylko dłonie i twarz spod kaptura, bo i taka jest dzisiejsza moda.  
Powiem z własnego doświadczenia: też latem czasem noszę mini (choć niektórzy uważają, że moim wieku nie wypada), miewam gołe plecy czy odkryty brzuch, chodzę bez stanika pod bluzką. I naprawdę rzadko poza okolicznościami randkowymi myślę o tym, czy to się mężczyznom podoba, czy nie. Zdarza mi się tak ubrać, bo taki mam nastrój, bo eksperymentuję, bo jestem tego dnia wyjątkowo zadowolona z mojego ciała i pozwalam sobie na próżność, gdyż już się tego jako 47-latka nie boję.

I naprawdę nie wiem, jaką wizję świata mają osoby, uważające, że 12- czy 13-latka, odkrywając brzuch, myśli o seksualnym wabieniu mężczyzn. Warto się zresztą zastanowić, jakie są kryteria osądów, co jest rzekomo wyzywające. Ja na przykład zupełnie nie rozumiem, dlaczego u dziewczyny bez stanika wyzywające są sutki odznaczające się pod obszernym T-shirtem, a piersi ściśnięte push upem i wyzierające zza opiętej garsonki pani urzędniczki już nie. Dlaczego wyzywający jest krótki top ubrany do workowatych jeansów, a szpilki i ołówkowa spódnica pani z banku to dress code i – dla niektórych - synonim zachowawczego stylu.  
Odpowiedź jest jasna: to znów migotliwe i zmienne zasady patriarchatu, gdyż cała gra polega na tym, żeby zawsze można było znaleźć bat na nieprzyzwoitą kobietę, która według tego czy innego strażnika moralności odstaje od normy. Im bardziej rozmyte zasady, tym łatwiej trzymać kobiety za twarz. 

No i wreszcie jest sprawa ostatnia: że nawet jeśli nastolatki czy kobiety "epatują" seksualnością, to mają prawo to robić. A wzwody kolegów, przechodniów, współpracowników i współpasażerów to sprawa mężczyzn. Kobiety nie odpowiadają za męskie pożądanie i dobrze byłoby, gdyby ojcowie, dziadkowie i wujkowie, nauczyciele, eksperci i mentorzy zaczęli wreszcie uczyć tego chłopców, zamiast mówić o tym, że dzisiejsze dziewczynki nie potrafią się przyzwoicie ubrać. Nieprzyzwoicie to jest za dziewczynkami i kobietami gwizdać na ulicy czy lecieć do nich z łapami bez pewności, że sobie tego życzą. I tego się trzymajmy. To dużo prostsze niż motanie się w debatach o tym, czym jest dobry smak w modzie i tropienie śladów utraty moralności w długości bluzki czy spódniczki.

PORADNIK PSYCHOLOGICZNY

Ona oczekuje opieki, on docenienia. Potem wychodzi, że jemu chodzi o matczyne zachwyty
Potrzeby wymagają działania, a źle rozumiane oczekiwania nas usadzają - czekamy na zmianę, marzymy albo się złościmy, że coś się nie dzieje. Rozmowa z Katarzyną Brodą, psycholożką i psychoterapeutką
CZYTAJ WIĘCEJ

CO CZUJĘ

RELACJE

SPOŁECZEŃSTWO