Ned Price, były rzecznik Departamentu Stanu za rządów Joego Bidena, w najnowszym felietonie na łamach "The Washington Post" tradycyjnie ma dla Trumpa parę gorzkich słów, ale wskazuje też, że kilka rzeczy zrobił dobrze: "wydaje się rozumieć, że dyplomacja polega na relacjach ze światem takim, jaki jest, a nie takim, jakim chcielibyśmy, żeby był", "efektywnie korzystał z przewagi Ameryki", nie zwracał uwagi na "potencjalną krytykę polityczną" z powodu negocjacji z wrogami.
Wszystko to zadziałało, przynajmniej na razie, na strony konfliktu na Bliskim Wschodzie. Jednak w relacjach z Władimirem Putinem Trump daje się ogrywać. Jego dialog z rosyjskim przywódcą nie przyniósł dotąd żadnego zmiękczenia stanowiska Kremla. Przeciwnie, zdaje się utwierdzać Putina, że może kontynuować swoją agresję na Ukrainę.
Niektórzy upatrują w tym mistrzowskich gambitów, inni piramidalnej niekonsekwencji. Ci, którzy dobrze znają Trumpa, radzą, by patrzeć przede wszystkim na to, co robi, a nie na to, co mówi.
Bilans jego polityki względem Ukrainy i Rosji jest niejednoznaczny. Przerzucił ciężar finansowy wsparcia dla ukraińskiej armii na Europę, ale dalej przekazuje sprzęt. Ograniczył liczbę pocisków dla ukraińskiej obrony powietrznej, lecz zarazem dostarcza informacje wywiadowcze, które pomagają w atakach na rosyjską infrastrukturę energetyczną.
Takiej polityki nie da się prowadzić bez końca. Na razie jednak Trump nadal wierzy, że uda mu się dogadać z Putinem.